Beskid Sądecki

Mierz siły na zamiary

Beskid Sądecki, 2-4 czerwca 2017

Przebieg trasy: Główny Szlak Beskidzki: odcinek Krynica Zdrój – Krościenko n/Dunajcem

Skład ekipy:

– Tomek i Stasiek

– Robert i Hubert

– Tomek i Krzysiek

– Adam i Krzysiek

– Rafał i Kuba

– Jasiek, Marysia, Wiktoria i Grzesiek

Wyruszyliśmy w piątek 2-giego czerwca wczesnym rankiem (no może Rafał ruszył nieco później, ale o tym potem…).

Mazowsze pożegnało nas piękną pogodą i – jak się potem okazało – piękna pogoda towarzyszyła nam aż do samego powrotu.

Bez zbędnych opóźnień dotarliśmy do dolnej stacji gondoli na Jaworzynę Krynicką i chociaż pokusa była wielka (kolejka czynna od 9-tej do 17-tej w sezonie letnim), to jednak duch sportowy zwyciężył i ruszyliśmy Głównym Szlakiem Beskidzkim (GSB) na stok Jaworzyny

Niedoskonałości tej trasy (w zasadzie ciągle pod górkę) wynagrodziło chłodne piwo na górnej stacji.

Stamtąd już tylko dwie godzinki i bezpieczne lądowanie w schronisku na Hali Łabowskiej.

Romantyczna kolacja przy świecach (schronisko jest niezelektryfikowane), w trakcie której dołączył do nas Rafał, który ustanowił zapewne nowy rekord trasy. Peleton zrobił ja w jakieś 5 godzin, Rafałowi zajęło to 4…

Następnego dnia rano śniadanie, krótka pogawędka z parą turystów przemierzających GSB w kierunku przeciwnym „na raz” (ponad 500 km, średnia dzienna 30 km, co daje minimum 17 dni w drodze – pełen szacun…) – i w drogę.

Tomek J., Stasiek i Krzysiek G. zdecydowali zakończyć wspinaczkę na tym etapie wycieczki – olbrzymie podziękowanie za Wasz udział, w szczególności słowa uznania dla Tomka – dałeś, Chłopie, radę!!!

Zejście do Rytra podzieliło grupę na fanów „z górki” i zwolenników „pod górkę”.

Obiad w Rytrze, uzupełnienie zapasów i w drogę na finał Ligii Mistrzów, czyli do schroniska na Przehybie.

Tego dnia przeszliśmy ok. 26 km – całkiem spora traska.

Niestety, pomimo, że dopingowaliśmy żywiołowo, Juventus nie dał rady…

A w niedzielę, indoktrynowani akcją SMS-ową w sprawie ożarowskiego referendum, gnaliśmy na łeb na szyję w dół do Krościenka.

 

Długie i miejscami dość strome zejścia dały się we znaki kolanom…

Szczęśliwie po czterech godzinach zameldowaliśmy się w umówionym miejscu i bezpiecznym transportem ruszyliśmy w drogę powrotną do punktu wyjścia

Jeszcze tylko kilka pożegnalnych fotek na parkingu dolnej stacji i trzeba było pożegnać się z górami.

Następne na rozkładzie są Pieniny. Ale kiedy…? Się zobaczy…

Trasa – kolejny etap wędrówki

2017 – Beskid Sądecki

 

Fajne (szczególnie)

 

do zobaczenia

 

do spania

 

do jedzenia