Wierchomla 2009

A jednak był śnieg

To nasz pierwszy zaplanowany i zorganizowany wyjazd narciarski. Nie było z nim wiele organizacji ale nie był to już spontan last-minute (jak rok wcześniej do Korbielowa) tylko świadomie wybrane miejsce i konieczny wysiłek logistyczny i aprowizacyjny. Bo i liczba uczestników zwiększyła się. Można powiedzieć, że wyjazd do Wierchomli trwale wprowadził w nasze kalendarze obyczaj corocznego wypadu narciarskiego na przełomie zimy i wiosny. Paradoksalnie, wyjazd do Wierchimli na długie lata uczynił też celem naszych wypadów narciarskich – Krynicę.

Dotarliśmy późną nocą w czwartek do „Chaty nad Stawem” http://www.chatanadstawem.com.pl/ z niepokojem wpatrując się w bezśnieżny krajobraz coraz wyższych partii Beskidów. Dodatkowych emocji dodało też spotkanie o 0.30 z patrolem policji w Piwnicznej i zabawa kierowcy z balonikiem.

 

Ranek ukazuje śnieżną mizerię ale nie odpuszczamy i próbujemy stoków Stacji Narciarskiej Wierchomla. I tak mamy szczęście bo na okolicznych górach – wiosna. Mokry, wolny śnieg i duże ilości góralskiej herbaty rozpuszczają stopniowo niezłomne charaktery i po obiedzie zjeżdżamy na kwaterę zamieniając narty na gry i zabawy pokojowe. Gościnni gospodarze zachęcają do kosztowania miejscowych nalewek i umawiamy się z nimi na pieczonego prosiaka następnego wieczora.

W sobotę, po pożywnym śniadaniu odbudowujacym energię i siły nadwątlone minionym wieczorem – ruszamy do Krynicy, z nadzieją znalezienia lapszych warunków narciarskich. 

Znaleźliśmy – wyższą górę i wiecej rozrywek na stoku ale starannie ukrytych w gęstej mgle. Nic nas jednak nie było w stanie wytrącić z dobrego humoru – ani mgła, ani tak samo jak w Wierchomli mokry śnieg, ani konieczne częste przerwy regeneracyjne w karczmie Sztokholm. Jedni mieli Rzym, my – Sztokholm.

Wieczorem, zmęczeni fizycznie ekstremalnymi warunkami atmosferycznymi na Jaworzynie siadamy wygłodniali w Chacie nad Stawem przy brytfance z połową młodego prosiaka i stosownym garni. Nasz głód i nasze możliwości (8 dorodnych facetów) nie pokonały go. Już od połowy biesiady mobilizowała nas głównie męska ambicja i wątpiące spojrzenia innych gości. Był pyszny.

Udany wieczór przy prosiaczku kończymy tradycyjnym kubańskim cygarem i spacerem, który podpowiada rozsądek po nieprzytomnym obżarstwie.

Nagrodą za naszą wieczorną fizyczną aktywność po długim siedzeniu przy stole jest śnieg, który zaczął intensywnie padać w trakcie spaceru i obudził nadzieję na lepsze warunki narciarskie ostatniego dnia wyjazdu. Śnieg padał obficie przez całą noc nadając miejscu i okolicy pięknego, nieco tajemniczego wyglądu. Nam, poza obietnicą lepszej jazdy na nartach przyniósł konieczność odkopania samochodów o poranku i dodatkowe emocje z jazdy bez stosownych łańcuchów.

Rafał