Zawsze Polska 2021

Dopóki wystarczy sił

Zanim zacząłem przygotowywać się do opisu tego wydarzenia uznałem, że tytułem wyjazdu musi być:

Zawsze Polska – Kampery 2021„. Choć powstał on już po jego zakończeniu, to moim zdaniem oddaje ducha podróży.

Rozmowy dotyczące męskich wyjazdów dwu-trzydniowych, prowadzone z naszymi żonami, zawsze są bardzo ciekawą kwestią i nie lada wyzwaniem.

Natomiast negocjacje „dziesięciodniowego wyjazdu” są jeszcze trudniejsze z naciskiem na „trudniejsze” i niestety w niektórych przypadkach nie przekładają się na sukces. Dodatkowo dochodzący harmider domowo/zawodowy nie pomaga zbytnio w zgłębianiu zawiłości planów wyjazdowych i to przekłada się na oczywisty brak znajomości szczegółów wyjazdu przez wielu uczestników.

Jedziemy to jedziemy. Poszczególne punkty planu choć znajome, są suchym zapisem nie oddającym zupełnie czekającego nas trudu i wysiłku, pozostając oczywiście domeną organizatorów.

Ufając kolegom i nie interesując się zbytnio planem podróży, pojechaliśmy na wyjazd, który był wielką zagadką. W  moim jednak przypadku był gradem zaskakujących zdarzeń, których było więcej niż się spodziewałem.

Nasze dotychczasowe wyjazdy związane były z wypoczynkiem, zawsze jednak z dużą dawką wysiłku fizycznego, którego zwieńczeniem był relaks.

Okazało się jednak, że historia tego wyjazdu z relaksem nie ma nic wspólnego.

Na tydzień przed wyjazdem padło hasło „Zabieramy Rowery”.

JEJ, SUPER, kampery i rowery, mamy bagażniki na rowery,  więc żal nie skorzystać, bierzemy  i już.

Modyfikacja planu wyjazdowego przebiega sprawnie, rower to rower, no co ?

Każdy ma inny – Piotrek ma szosowy, Rafał rower do miasta,  Michał Baj elektryka – ale nie wziął, bo jak wszyscy jadą normalnymi to nie wypada.

Skarbnik  przyjechał z wiklinowym koszykiem z przodu, to już w ogóle wtopa. I tak wszystkich przebił Prezes, DAMKA,  biała ( niska rama i skórzane siodło GRAWEROWANE  ?? ) różowy bagażnik, opony sliki, bieżnika nie pamiętały od czterech sezonów, ale trzeba koledze oddać, że majtki rowerowe miał z pieluchą.

Każdy zabrał co miał najlepszego i choć to, co zabraliśmy, do jeżdżenia po górach nadawało się słabo, plan był jednak taki, że jeździmy po górach.

Na koniec, w skład obowiązkowego wyposażenia, część kolegów, zabrała kaski rowerowe. Niestety druga połowa „NIE”,  a w niej ja.

Wygodna, miękka czapka z sezonu narciarskiego, długie spodnie z podwiniętą prawą nogawką ( w stylu woda w piwnicy ;:)  i tak wyposażeni ruszyliśmy w drogę.

W pełni przygotowane dwa kampery.

 

  1. DZIEŃ

JURA – ruszamy,  piątek

Pewne problemy techniczne już na początku rozdzieliły grupę.

Winowajcą był hamulec ręczny w kamperze nr 2, który nie chciał się zwolnić i już.

Kamper nr 1 już ruszył. Wigor i entuzjazm udzielał się wyjątkowo, dogonicie nas po drodze, uznaliśmy.

Niestety hamulec twardy był  i za nic nie chciał puścić.

Mamy na szczęście kolegę Michała Baj, który  nie takie „miny” rozbrajał,  więc po pół godzinie,  kiedy my ( czyli kamper nr 1 ) byliśmy  już pod Skarżyskiem Kamienną, koledzy właśnie wyjechali z miejsca startu.

Znamienne jest to, że  podczas tego wyjazdu nie użyliśmy  już  hamulca ręcznego w żadnym kamperze. Cegły, kamienie, ba, krawężniki pod koła, nie damy się zrobić żadnemu hamulcowi raz jeszcze.

Zaczekajcie, błagalny telefon powstrzymał „Pędzącego Rafała”, kierowcę z kampera nr 1,  lecz drobne uszczypliwości dotyczące lojalności, koleżeńskości z kampera nr 2 nie robiły na nikim wrażenia.

Nie ma premii za drugie miejsce.

Koniec końców zaczekaliśmy na maruderów i do końca wyjazdu wszyscy wiedzieli, który to jest kamper  NO.1.

Grafik napięty więc już dość sprawnie dotarliśmy do Ogrodzieńca. Na rowery panowie i jazda.

Będzie padało ,,,, eee może nie.  Przemo zawsze twierdzi, że na naszych wyjazdach jest pogoda. Choć pogoda jest zawsze, to bywa różna, raz pada a raz świeci słońce, zawsze jednak dostosowana do naszego planu .

Rzeczywiście cały układ pogodowy naszej wyprawy udał się znakomicie  i choć temperatura nie przekraczała 15  stopni i padał deszcz, błogosławiliśmy ją podczas wysiłku wspinaczki a wieczorami szczękaliśmy zębami ( 11 stopni + wilgotność ), w inny już sposób walcząc z wychłodzeniem.

Zamek Ogrodzieniec, piękna okolica, polecamy, rowery, dystans ok. 23 km,  na dzień pierwszy idealnie.

Radość spotkania, energia, rywalizację lubimy i oczywiście nasz Prezes -Kochany.. ubu,dubu .. No, żesz ty  czekaj,  zawsze musi być „PIERSZY”, niestety głównie na zjazdach.

Nie można tego nikomu zabronić, ale jak parę razy ” przestrzelił ” trasę skręcając w niewłaściwą stronę albo właśnie nie skręcając … to gonił z całych sił. UUuu ,Prezes z tyłu: waleczny, szybki i niebezpieczny  🙂 )

 

  1. DZIEŃ

Twierdza Kłodzko.  Zwiedzamy podziemia i samą twierdzę.

Robi ogromne wrażenie i po 4 h zwiedzania jemy szybki obiad i na deser rowerowa – PĘTLA  ŁASZCZOWA   17,5 km,  z czego  8,5 w  dół, a jeśli pętla, to reszta to już  tylko szczytowanie: a Prezes „PIERSZY”.

Piękna trasa dla doświadczonych rowerzystów, trudniejsza dla początkujących, ale polecam jako wyzwanie.

Purpurowe twarze i język pełen emocji: Dajesz, k…wa , Dajesz, i takie inne powszechne zwroty, choć niewarte przytoczenia, bardzo jednak  pomocne, by dodać animuszu.

Zjazd nie był łatwy, ale powrotne ” podchodźjazdowspinanie „, jakim był  w części spacer z rowerem, dały nam się wyjątkowo we znaki.

Takie doświadczenie zawsze jest ukłonem w stronę naszej kondycji.

Jeszcze tego samego dnia jedziemy do Bordo Śląskie, czyli na kemping i następnego dnia zaliczamy wejście na Szczeliniec Wielki – Góry Stołowe.

3 DZIEŃ

Pobudka – zwykle dzień otwierał Przemek uderzając w drzwi sąsiedniego kampera. Warto to docenić, bo jak wszyscy w końcu wstali, to kawa była już gotowa dla wszystkich.

Śniadanie – a potem było wszystko:  Szczeliniec Wielki ( 5h ) – podróż do Świdnica –  wieczorny spacer ( 3h ),  wielkie zaskoczenie, jak położone i bogate w historię jest to miasto.

Pozostawiło w nas głęboki niedosyt poznawczy, na pewno wrócimy. (kontakt do zaprzyjaźnionego przewodnika: 720101606 – warto)

  1. DZIEŃ

Zamek Książ (5 h) – przebogata historia. Piękny.

Wałbrzych –  Restauracja Dworzysko- Stara Kopalnia (4 h)- pełna uroku, warto.

  1. DZIEŃ

Karpacz : Śnieżka, wejście turystyczne ( 9h ) – jak wypoczynek, to wypoczynek.

W drodze z naszego kempingu do świątyni WANG, skąd ruszyliśmy pieszo na Śnieżkę, skorzystaliśmy z TAXI – prawie jak we francuskim oryginale.

Podczas drogi przypomniałem sobie pełen Pacierz, a także Akt Zawierzenia Matce Boskiej.  Dla zainteresowanych,  wątpiących w istnienie Boga …….. nr do kierowcy rzeczonego TAXI u autora tekstu.

Wieczorem po cudownym spacerze na Śnieżkę  ( około 9 godzin ) już przy kolacji, alee..  zrelaksowani i rozluźnieni… zaczęliśmy dzielić się swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi poziomu wysiłku, jaki został zaproponowany  grupie podczas tego wyjazdu.

Wtedy to właśnie podczas burzliwej dyskusji ukuło się słynne określenie  SILNYCH JEDNOSTEK i Bardzo Silnych Jednostek.

Co warto podkreślić, do końca tego wieczora, a nawet już o brzasku dnia następnego nie udało się ustalić, który z kolegów należy do której grupy i o co w tym wszystkim chodzi.

 

  1. DZIEŃ

KOWARY  Kopalnia Uranu ( 4 h ) – Ciekawe doświadczenie i Ciekawy  przewodnik, jak sam siebie określił  ” Człowiek o nieskazitelnej uczciwości, łatwo podatny na skorumpowanie „.

Jak można nie ugiąć się przed tak wyznaną uczciwością.

Gratyfikacje i napiwki poleciały z gestem i szerokim uśmiechem.

Mam jednak pewność, że nasz przewodnik o naszej hojności niestety nie zaświadczy, jest po prostu zbyt „uczciwy „, choć wart każdej złotówki.

Następny przystanek Karłowice i trasa widokowa dookoła jeziora Złotnickiego – Zamek Czocha i trasa rowerowa wg planu ( 1,5 h ), he he,  hu. Ech, żeby nie te górki i dolinki.

Hitem wieczoru okazało się jacuzzi, nominalnie dla 4 osób i rzeczywiście, cztery osoby w środku …. a pozostali  wymieniali się nogami.

Jak już ktoś posiedział w wodzie pod brodę, to później moczył tylko nogi. I tak z 4-osobowego jacuzzi  zrobiło się 8-osobowe.

  1. DZIEŃ

Spływ pontonowy BOBREM ( 5h) – uratowaliśmy topielców  z sąsiedniego spływu.  Jak to MY, ratujemy od niechcenia.

Michał Baj udowodnił, że potrafi ” wyjechać z grzywki prosto z wody „.

Podróż do JELENIEJ GÓRY i spacer (4h ), tak dla odreagowania i odpoczynku.

 

  1. DZIEŃ

JELENIA GÓRA  – rowerowa wycieczka 34 km, góry.

Zjazdy, brodzenie w potokach, przedzieranie się pola i lasy zupełnie bez szlaku, pokrzywy, komary. Cudowne widoki, malownicze krajobrazy. Wszystko naraz w tym samym czasie.

Naprawdę bardzo się staraliśmy. Niestety ze względu na limity czasowe wynikające z następnych atrakcji, nie dało się jej zrealizować w pełnym zakresie.

Widać było duży Żal na twarzach kolegów, szczególnie tzw. SILNYCH JEDNOSTEK, bo Bardzo Silne Jednostki  nie mają mimiki twarzy, więc nie rozsądzę,  czy coś i w ogóle .

Poza wszystkim to i tak nie wiadomo, kto jest kim. Ech.

Wracając widać było już uśmiechy, żarty, zaczepki  ………. ciśnienie zeszło. To był ostatni dzień naszej aktywności związany z  „wycieczką rowerową „.

Dwie i pół godziny  do Wrocławia i niespodzianka, w trakcie podróży do w/w  zamówiono masaże i to jak zwykle działanie Przemka.

Trochę pośpiechu, ale na zbolałe i zakwaszone członki okazały się znakomitym panaceum. Później  trochę zwiedzania wieczorem i spać.

  1. DZIEŃ

WROCŁAW  – nasze kilkugodzinne zwiedzanie z przewodnikiem należy uznać za bardzo udane. Zobaczyliśmy wiele, ale mimo tego oczywiście niedosyt pozostał.

Zwiedzanie Wrocławia warto zaplanować z wyprzedzeniem i rozłożyć na przynajmniej dwa, a najlepiej trzy dni. Jest piękny i wart tego, żeby zwiedzać go nieśpiesznie.

Masaże okazały się tak potrzebne, że musieliśmy powtórzyć zabiegi.

10 DZIEŃ – POWRÓT

PODSUMOWANIE:

Wyjazd, mimo ogromnego natłoku różnych zdarzeń, planowanych bardziej lub mniej, okazał się źródłem ogromnej satysfakcji dla wszystkich.

Mimo wielu zastrzeżeń dotyczących jego intensywności, z perspektywy czasu grupa dała radę i stanęła na wysokości zadania.

Mieliśmy oczywiście dużo szczęścia w kontekście wytrzymałości sprzętu i potencjalnych zdarzeń losowych.

Wiadomo jednak, że szczęście sprzyja lepszym :;)) .

Cali i zdrowi zawitaliśmy z powrotem w domach. Będzie co wspominać aż do następnego wyjazdu, a ten już niedługo,  bo ŻYJE SIĘ RAZ.

MIchał BU

Trasa: Ożarów Mazowiecki – Ogrodzieniec – Kłodzko – Szczeliniec Wielki – Wałbrzych – Świdnica – Kowary – Karpacz – Zamek Czocha – Jelenia Góra – Wrocław – Ożarów Mazowiecki.