Zawoja 2019

Rżnięcie i rąbanie - zawody drwali

 

Mając już dość duże doświadczenie wyjazdowe nie spoczywamy na lurach i wciąż poszukujemy nowych możliwości i wyzwań dla grupy ŻYJE SIĘ RAZ.

Towarzystwo pamiętające wcześniejsze wypady zrobiło się jednak bardzo wymagające i wybrzydza przy byle okazji. To powoduje oczywiście, że organizacja kolejnych wypraw bywa nie lada wyzwaniem dla organizatorów.

Każdy nasz wyjazd ma jednak swoją genezę, więc cofnijmy się trochę w czasie  (marzec 2018 ). Rzecz działa się na ostatnim zimowym wyjeździe w Szczyrku.

Nasz drogi Kolega Jarosław nieopatrznie wspomniał w towarzystwie kolegi Adasia, że kocha góry, ten klimat, ten  urok pieszych wędrówek, narty i  uwielbia je do tego stopnia, że nawet  kupił tam sobie DOM.

UUUUUU… ” DOM ”  powiadasz, ?!?!?!? ………..pomyślał Adam, mam CIĘ  BRATKU  !!!!

A w jakich  to okolicach ten dom ? : dopytywał Adam. I tak słowo do słowa, a wiadomo wszystkim, że  Adam to człek szerokich horyzontów poznawczych, więc uznał, że w sumie to ” bardzo ale to bardzo ”  jest ciekaw jak rzeczona dacza wygląda. Wspomnieć należy również, że Adam jest także osobą bardzo towarzyską i nie lubi podróżować samotnie, zapytał więc Jareczka dwa zdania później. Czy jakby któryś z jego przyjaciół zupełnie przypadkiem wyraził ochotę, także obejrzeć ten domek, to czy też wyrazi zgodę ? Nadmienię tylko, że rozmowa ta toczyła się w naprawdę w miłej atmosferze w głębokich fotelach klubowych a każdy z nas trzymał szklaneczkę wybornego koniaku. Jarek oczywiście przystał i na tę sugestię Kolegi Adama, który dosłownie kilka łyków później znowu zapytał, że jakbyśmy dojechali wieczorem, to czy byłoby tam gdzie zanocować i ewentualnie pozwiedzać okolice ? I Jarek jak przednio, ponownie pozytywnie przychylił się do tego pomysłu uznając go za wart rozważenia. Wieczór ów miał się już ku końcowi, a w zasadzie świtało, więc już 3 godziny później tuż przed  9:00  powstała lista 16 osób, które wyraziły, w terminie 28 luty do 03 marzec 2019  od godziny 13:00 czyli za rok, chęć zobaczyć osobiście i z bliska, to cudo o którym tyle opowiadał nam przyszły gospodarz Jarek.

Tak szybko działa GRUPA ŻYJE SIĘ RAZ, skupiona, skoncentrowana, skuteczna.

Hasło które zaszczepił PAN Jarek, żeby tanio i ekskluzywnie podróżować, koniec, końców również powstała na tym wyjeździe. Śmiechom nie było końca.

Wracając już do teraźniejszości, jest luty 2019.

Nastał dzień wyjazdu. Nie jest łatwo określić, który to dokładnie dzień, bo oczywiście wyjeżdżamy od czwartku do niedzieli, przynajmniej „oficjalnie”, ale nasz Gospodarz wyjechał cały tydzień wcześniej zapraszając wszystkich, żeby przyjeżdżać i odwiedzać wcześniej, bo on  „czeka”. Rozbudziło to oczywiście nadzieje u wielu na wcześniejszy przyjazd i choć chęci były wielkie to jednak możliwości wcześniejszych wojaży  ograniczone.

Przyjmując organizacje i odpowiedzialność za kilkanaście osób, NASZ DROGI GOSPODARZ podjął ogromne wyzwanie akomodacji, wyżywienia i utrzymania całej grupy. I choć z boku wydawać by się mogło, że to gratka, to same legowiska, nowo kupione prześcieradła, wstawiony lód do drinków, węgiel do pieca i inne pierdoły spowodowały, że jednak musiał wyruszyć tydzień wcześniej.

Wszyscy zazdrościli, na pewno już zjeżdża na nartach. A on mył prysznice, szorował sanitariaty, nosił węgiel i szykował się na wielkie ” rżnięcie ”  jakim oczywiście miał być KONKURS DRWALI. Bezprecedensowe wydarzenie którego podjedliśmy się bez wahania, żeby udowodnić naszą silę i krzepę,  a także, żeby pokazać wszystkim, że daleko nam do stetryczałej starości, którą to tak wielu naszych bliskich nam wróży  😉

DZIEŃ PIERWSZY ŚRODA PRZEDWSTĘP

To się porobiło………….  Pierwszy we wtorek pociągiem wysforował się Rafał, na narty nie trzeba go dwa razy namawiać. W  środę  ruszyła grupa pościgowo-samochodowa ” banda czworga ” Przemo, Michał, Robert,Krzychu. Zarząd usadowił się z tyłu, Przemo za kółkiem, nasz drogi Krzyś na miejscu pasażera z przodu, uwielbiamy takie podróże. Nawet długa i wyboista droga nie była nam straszna, oczywiście nie obyło się bez komentarzy :  eee ja bym go wziął,   zmieścisz się,    dawaj,  … teraz dawaj , łykaj go……..no łykaj. Nie ma to jak czterech kierowców w jednym samochodzie. Początkowo pomysł był taki, żeby się zmieniać co półgodziny za kierownicą, niestety dla Przema pierwsza kolejka JACKA wywróciła ten plan do góry nogami i w sumie to dobrze,  przecież  Przemo najlepiej zna swój samochód : ). A ’ propos samochodów podczas tej dość długiej podróży Krzysztof uraczył nas wybornym wywodem na temat ” O WYŻszości marki SEAT nad wszystkimi innymi markami ” Słuchaliśmy kolegi z otwartymi ustami, bo żaden z nas jednak nigdy nie posiadał samochodu tej wyjątkowej jak wynikało z opowieści Krzycha marki.

Ileż to komplementów, fachowych opinii, głębokich analiz  zostało użytych w tej laudacji. W podsumowaniu zapędziwszy się trochę Krzysztof powiedział, że dokonując świadomego wyboru o zakupie swojego Seata nigdy nie brał pod uwagę żadnej marki na  ” F „. Przemo zastrzygł uszami podróżowaliśmy wszak FORDEM, chwila ciszy, a Krzyś niczym nie zrażony dalej rozwijał wątek. W życiu nie kupi ani FORDA , ani FIATA,  ani  nawet FOLKSWAGENA. I w tym momencie, Przemo łup po hamulcach, w pierwszej chwili myślałem,  przebrał miarkę,  będzie mordobicie na szczęście chodziło tylko pilną potrzebę fizjologiczną (  siku ) , nie było co się kłócić o samochody. Drobna uwaga Przema zaraz po wyjściu z samochodu, że jeszcze słowo na temat FORDA  i Krzyś będzie wygodnie podróżował pieszo, bardzo uspokoiła atmosferę.

W środę wieczorem  zameldowaliśmy się w ZAWOI u kolegi Jarka  wszak konkurs DRWALI sam się nie zorganizuje. Każdy chciał obejrzeć całą chałupę, wybrać łóżko, rozejrzeć się po okolicy a widok na Babią Górę tego dnia był wyjątkowy. Wydawać by się mogło, że wyjazd  ” męski” na te dwa, trzy dni to po małej torbie dla każdego, piłka do nogi, mydło, ręcznik i już. A tu cały bagażnik wypełniony po sam sufit,  a Krzyś ( ten od SEATA) to wziął nawet ekspres do kawy i młynek. Jak się później okazało zapomniał jacuzzi ale mieli dosłać kurierem. Pierwsza moja myśl wariat, ale później doceniłem znakomitą kawę jaką serwował co rano. Co prawda Przemo wspomniał coś, że jak się wkłada ekspres do kawy do bagażnika to powinien być bez wody !!!  ale to było zwykłe czepialstwo i chyba chęć odegrania się za dyskusje na temat FORDA. Wieczorem kolacja w okolicznej góralskiej restauracji w bardzo miłej atmosferze. Ilość ozdobników wywieszonych na ścianach : poroży, skór z dzika, dawnych narzędzi ciesielskich robiła ogromne wrażenie, szczególnie na naszym Prezesie. Zmysł myśliwski Prezesa godzien jest najwyższego szacunku wszyscy to wiedzą, tropić zwierzynę potrafi jak mało kto a, że wybiera naprawdę dorodne Ł_ANIE  mięsne i wybiegane, brawo. Chodził po tej knajpie i cmokał i mówił a  patrzcie tu,  a patrzcie tam, a ta jakie ma białe zęby !!!,  myśliwym trzeba się urodzić to pewne. Wieczór zakończyliśmy spacerem bo jak mawia nasz Gospodarz w ZAWOI wszędzie jest daleko,  a następnie wspominkowym seansem filmowym z podróży do Rosji.

DZIEŃ PIERWSZY WŁAŚCIWY CZWARTEK

W oczekiwaniu na przyjazd pozostałych Kolegów postanowiliśmy pojeździć na nartach. Warunki znakomite, piękne słońce już od rana i przygruntowy przymrozek o godzinie 9:00 już byliśmy na stoku, cudownie. Mosorny Groń nie jest bardzo wymagającą górą ale miejscami potrafi zaskoczyć naprawdę wytrawnych narciarzy. Szusowaliśmy, aż miło czterogodzinny karnet wystarczył, koło południa grzaniec i zjeżdżamy Koledzy mieli dojechać ok. 13:00. Wracając więc odebraliśmy zamówiony BOGRACZ . W sumie pierwszy raz spotkałem się z tą nazwą ale wiadomo człowiek z prowincji, więc cóż się dziwić. Gar dwudziestolitrowy tej zupy gulaszowej pachniał znakomicie i  wystarczył na dwa obiady z okładem dla całej grupy. Jak już wszyscy dojechali to oczywiście BOGRACZ, kilka toastów za zdrowie młodego dziadka DARKA i

zaczynamy KONKURS DRWALI

Podzieliliśmy się na dwie grupy, rywalizacja równoległa. Kto pierwszy ukończy ten wygrywa i cztery wymagające konkurencje :

  • cięcie piłą mechaniczną,
  • rozbijanie siekierami pieńków (min cztery szczapy ),
  • cięcie piłą  ” Moja- Twoja „
  • wbijanie gwoździ.

Wióry i drzazgi zasłały całe podwórko, szczególnie rozbijanie pniaków siekierami bardzo spodobało się Kolegom do tego stopnia, że mimo protestów Gospodarza porąbany został ulubiony pieniek na którym to zwykł przygotowywać drewno do kominka. Pamiątkowe zdjęcia i grill przy zewnętrznym kominku na trasie. NÓŻKI, KIEŁBASKI, GRZYBKI i oczywiście BURACZKI. Humory dopisywały nam znakomite. Wieczór zakończyliśmy grą karcianą i tradycyjnie, ktoś gdzieś nad ranem, łkał smutny przy stole  ” GDZIE JEST MOJE 10 000 ??? „.

 

 

 

 

PIĄTEK

Już większym składem, narty zaczęliśmy ponownie o 9:00. Faktem pozostaje, że nie wszyscy wzięli narty, licząc na okoliczne wypożyczalnie, niestety w całą tą sprawę włączył się nasz Gospodarz Jarek. Po co wypożyczacie narty, przecież ja mam tyle par !!   Koledzy oczywiście  zaufali zapewnieniom Kolegi, niestety na stoku okazało się, że choć narty wyglądały jako tako, to ni jak nie dało się na nich jeździć. W późniejszych rozmowach nasz gospodarz przyznał, że akurat te narty które łaskawie nam udostępnił, to wyjątkowo lubi, bo skrzynki z węglem do pieca to zjeżdżają po nich do piwnicy naprawdę gładko. Na szczęście nikt  nie zginął i choć Przemo opowiadał później, że w życiu nic takiego nie przeżył, to wspomnienie tego zjazdu będzie mu się śniło do końca życia ( na szczęście nie sypia wiele  ; ) ).

 

Już po południu Bogracz z dolewką , kanapki z ogórkiem, prysznice  i  karty. Wieczorem zamierzaliśmy jeszcze pozwiedzać okolice ale okazało się, że w ZAWOI nie ma wieczorem, żadnego transportu, ale za  to wszystko nazywa się WOJTEK , Jest więc , wyciąg WOJTEK, firma transportowa WOJTEK , u WOJTKA są noclegi a także sklep spożywczo-monopolowy WOJTEK. Maszyny rolnicze sprzedaje WOJTEK, a największa pizza w Zawoi to oczywiście WOJCIECH  gdzie się człowiek nie ruszy, wszędzie WOJTEK. Wojtkami Zawoja stoi. Tylko pozazdrość takiej popularności. Ciekawe czy nasz WOJTEK maczał w tym PALCE, pewnie się nie przyzna, nie ma to jak góralski folklor. Jak już pojechaliśmy na  to zwiedzanie, to okazało , że  część grupy miała połączenie choroby lokomocyjnej z roto wirusem więc skróciliśmy zwiedzanie do niezbędnego minimum. …………..co i tak skończyło się dość późno, nie jest łatwo podołać oczekiwaniom wszystkich ale nie ustajemy w wysiłkach.

SOBOTA

Narty nie były nam tego dnia pisane.

Wstaliśmy nieco później niż zwykle więc postawiliśmy na wyprawę pieszą.  Wszystkim pomysł ten wydał się właściwy. Lekki i miły spacerek na powietrzu, a jeszcze w pięknych okolicznościach przyrody, okazał się jednak ostrą wspinaczką. Mocno pod górę i  jeszcze po lodzie, pot płynął po plech, a oddech łapaliśmy resztką sił. Coś co miało być relaksem i przyjemnością  okazało się  tęgą zaprawą i  przedsmakiem  kolejnego starcia piłkarskiego. Obiad ponownie zjedliśmy w okolicznej restauracji i pozostała nam godzinka na drzemkę w oczekiwaniu na mecz.

 

 

Mecz jak mecz, braki kondycyjne i luki w przygotowaniach motorycznych widoczne były aż nadto. Słaba skuteczność brak zgrania nie pomijając oczywiście braków technicznych to tak należałoby scharakteryzować drużynę Prezesa która w ostatecznym rozrachunku okazała się przed ostatnia ( zajęła I miejsce ).

Za to w drużynie Vice- Prezesa podkreślić należy waleczność, chart ducha i nie odpuszczanie żadnym okazjom i po mimo, że  grali w osłabieniu ( tak uważają ) to z obrazu gry prezentowali się lepiej i to właśnie oni okazali się moralnym zwycięzcą tego spotkania. Doskonała druga lokata rokuje jak najlepiej na przyszłość, a kolejne starcie już za rok.

Wynik Prezes 4:2 Vice-prezes

Wieczorem kolacja w restauracji z muzyką na żywo jak zawsze dodaje kolorytu naszym wyjazdom. Jak trzeba być czujnym w każdej sytuacji niech przestrogą będzie  ta opowieść. Mając na uwadze jutrzejsze powroty większość kolegów wyszła dość wcześniej z kolacji zostawiając nas samych z Kol.Adamem. Nie zmartwiliśmy się tym faktem bardzo,  wszak czekaliśmy do końca na ” desery „. Wracając już nieco później do domu podeszliśmy do drzwi wejściowych. Nacisnąłem klamkę jako pierwszy, ale drzwi nie ustąpiły. Zamknęli ??  Adam też spróbował i nic. Zastukaliśmy delikatnie kołatką i czekamy. Ławeczka na zewnątrz, trochę się zagadaliśmy ale po 10 minutach Adaś  znów użył kołatki tym razem  znacznie bardziej dynamicznie. Zadziałało, dosłownie po kilku sekundach z impetem w drzwiach pojawił się nasz ukochany gospodarz Jarek z upiornym wyrazem twarzy. Rozwiane włosy i ten grymas, machał  przy tym rękami  i używając słów powszechnie uznanych za obraźliwe zapytał:   Dlaczego nie wchodzimy…. , przecież drzwi są otwarte ? EE no nie gadaj odrzekł Adaś,  jakby były otwarte to oczywiście byśmy weszli. Faktem pozostaje, że rzeczone drzwi lekko haczyły, a dodatkowo otwierały się do środka a nie jak powinny na zewnątrz i w sumie to właśnie mogło być przyczyną naszego sterczenia pod domem. Najbardziej oczywistym powodem zastania zamkniętych drzwi było to, że jednak  ostatni z wchodzący  Kolegów zamknął je jednak na skobel, czego również nie należało by do końca wykluczyć. Jarek upierał się, że były otwarte i już, a myśmy złośliwie go obudzili. My z kolei  upieraliśmy się, że były zamknięte, sprawa pozostała nie rozstrzygnięta ale śmiechów i żartów dostarczyła na tydzień.

NIEDZIELA dzień OSTATNI

Śniadanie, sprzątanie, pakowanie i odjazd. Planowaliśmy jeszcze wyjście w góry, ale w sumie nikt już o tym nie myślał.   Wielkie podziękowania dla naszego gospodarza JARKA za fantastyczny wyjazd, nie pamiętam wyjazdu na którym śmiałem się więcej.

Cudowny moment, na którym czas wyrównania starych porachunków i animozji był wyjątkowo łaskawy ( siekiery i piły mechaniczne zawsze były pod ręką)  znamienne, że nikt nie skorzystał. Palce i inne kończyny całe.

Jarku wielkie dzięki, na pewno upłynie trochę czasu za nim zaprosisz nas ponownie, nie czekaj zbyt długo tak więc do zobaczenia.

Michał Bu.